Powracam po długiej przerwie spowodowanej brakiem weny kulinarnej ze słodko-ostrymi, przepysznymi krewetami, które mnie samą zaskoczyły smakiem. Wykombinowałam do nich sałatkę z awokado i blanszowanej cukinii z dressingiem z sosu
sojowego - żeby nie wypaść z konwencji;). We wszystkim jest sporo papryczki chilli, to znaczy dla mnie w sam raz, ale rozumiem, że dla kogoś niebędącego miłośnikiem ostrości przesadziłam. Zatem jeżeli jesteś śmiertelnikiem krzywiącym się na samą myśl o ostrym daniu - odpuść papryczki ;)
Marynata do krewetek:
- sok z 1 limonki
- 1 papryczka chilli drobno posiekana może być z pestkami :>
- 1cm imbiru starty na drobnych oczkach tarki
- 1 przeciśnięty przez praskę ząbek czosnku
- 1 łyżeczka czerwonej pasty curry
- 2 łyżeczki sosu ostrygowego
- 2 łyżeczki miodu
- 1 łyżeczka oleju sezamowego
Sos z mango:
- 1 dojrzały owoc mango
- 3 szalotki
- 200 ml mleczka kokosowego
- 1 łyżka masła
Sałatka:
- młoda cukinia
- dojrzałe awokado
- świeża kolendra
- papryczka chilli
- orzechy nerkowca
I na dressing:
- 2 łyżki sosu sojowego
- 2 łyżki musztardy
- kilka kropel oleju sezamowego
- oliwa z oliwek
- sok z 1/2 limonki
- 2 łyżeczki miodu
Mieszamy ze sobą wszystkie składniki marynaty i wrzucamy do niej na około pół godziny rozmrożone (jeżeli masz mrożone) lub obrane (jeżeli jesteś szczęśliwym posiadaczem świeżych) krewetki. Na patelni rozgrzewamy masło i szklimy na nim drobno posiekaną szalotkę, następnie dodajemy pokrojony w kosteczkę miąższ mango i dusimy chwilę. Gdy sok wydobywający się z owocu w połowie odparuje dodajemy krewetki wraz z marynatą i mleczko kokosowe. Dusimy jakieś 5 - 6 minut.
Żeby powstała sałatka wystarczy 'wystrugać' wstążki z cukinii za pomocą obieraczki do warzyw, następnie je zblanszować. Chilli kroimy w drobne, cieniutkie paseczki, awokado kroimy w kosteczkę i siekamy (niezbyt drobno) kolendrę. W tak zwanym międzyczasie prażymy orzechy nerkowca na suchej patelni. Wszystkie składniki naszej sałatki mieszamy wraz z dressingiem.
Gotowe krewety możemy podać z chińskim makaronem (tak jak ja), lub z ryżem jaśminowym. Będzie pyszne:)
sobota, 15 czerwca 2013
wtorek, 19 lutego 2013
Razowe, pomarańczowe muffiny z miodem
Dzisiaj zdrowa wersja muffinek. Są bardzo sycące, zjesz dwie i masz wrażenie, że nie zgłodniejesz do końca dnia. Jak zwykle w przypadku muffinów przepis jest prosty, tak jak i jego wykonanie. Z podanych proporcji powinno wyjść 12 średnich ciastek:
* 1 i 1/4 szklanki mąki razowej
* 2 łyżeczki proszku do pieczenia
* 3 łyżki miodu
* skórka otarta z pomarańczy (najlepiej dwóch będzie bardziej aromatyczne)
* 1 łyżeczka kardamonu
* 1 szklanka mleka
* 2 łyżki zrumienionego, przestudzonego masła
* 1 jajko
Wszystkie składniki mieszamy ze sobą do powstania w miarę jednolitej masy, napełniamy nią papilotki i pieczemy w 200 stopniach około 20 minut. Do ciasta możesz dodać kandyzowanej skórki pomarańczowej, rodzynek, tartej czekolady, w zasadzie wszystkiego co lubisz znaleźć w muffinkach. Nie skupiałam się tym razem nad lukrem ponieważ chciałam zrobić w miarę zdrowe babeczki na drugie śniadanie. Zmieszałam łyżkę syropu klonowego z łyżeczką białego rumu i po prostu pomalowałam mieszanką jeszcze ciepłe muffimy. Część w nie wsiąknęła, a reszta utworzyła na wierzchu błyszczącą glazurę. Troszkę śmiesznie wyrosły, jakby bokiem. Są delikatne, mięciutkie w środku i na pewno posmakują Ci, oczywiście jeżeli lubisz wypieki z mąki razowej.
* 1 i 1/4 szklanki mąki razowej
* 2 łyżeczki proszku do pieczenia
* 3 łyżki miodu
* skórka otarta z pomarańczy (najlepiej dwóch będzie bardziej aromatyczne)
* 1 łyżeczka kardamonu
* 1 szklanka mleka
* 2 łyżki zrumienionego, przestudzonego masła
* 1 jajko
Wszystkie składniki mieszamy ze sobą do powstania w miarę jednolitej masy, napełniamy nią papilotki i pieczemy w 200 stopniach około 20 minut. Do ciasta możesz dodać kandyzowanej skórki pomarańczowej, rodzynek, tartej czekolady, w zasadzie wszystkiego co lubisz znaleźć w muffinkach. Nie skupiałam się tym razem nad lukrem ponieważ chciałam zrobić w miarę zdrowe babeczki na drugie śniadanie. Zmieszałam łyżkę syropu klonowego z łyżeczką białego rumu i po prostu pomalowałam mieszanką jeszcze ciepłe muffimy. Część w nie wsiąknęła, a reszta utworzyła na wierzchu błyszczącą glazurę. Troszkę śmiesznie wyrosły, jakby bokiem. Są delikatne, mięciutkie w środku i na pewno posmakują Ci, oczywiście jeżeli lubisz wypieki z mąki razowej.

piątek, 1 lutego 2013
Gougères z kremem brokułowym
Długo zastanawiałam się nad kremem, który mógłby się znaleźć w serowym, wytrawnym ptysiu. Pewnej bezsennej nocy olśniło mnie i wpadłam na pomysł, że krem brokułowy to jest to.
Bardzo lubię ciasto ptysiowe i rzeczy, które można z niego upiec.
Serowe ptysie bez nadzienia można podawać zamiast grzanek do zupy cebulowej i do każdego kremu z warzyw.
Przepis na ciasto jest prosty, potrzebujemy:
- 1 szklankę wody
- 1 szklankę mąki
- 1/4 szklanki masła
- pieprz cayenne - mniej-więcej łyżeczka, nie żałujmy
- 200g startego, dojrzałego sera cheddar (myślę, że sam w sobie dostarcza takich samych doznań jak czekolada;))
- 3 jajka
W rondelku zagotowujemy wodę z masłem i pieprzem cayenne, dodajemy mąkę i szybko mieszamy, tak aby pozbyć się grudek. Powstanie nam jednolita klucha z ciasta, którą studzimy. Do przestudzonego, zaparzonego ciasta dodajemy stopniowo po jednym jajku. Musimy dokładnie wmieszać poprzednie zanim dodamy następne. Na końcu pozostaje nam tylko dodać 'czekoladowy' ;) ser.
Ciasto ptysiowo-serowe jest dość ciężkie, nie tak lepkie jak bez sera, także bez problemu można formować ptysie dłońmi. Z łatwością stworzymy kulki, które kładziemy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Nie należy szaleć z rozmiarem, bo ptysie rosną w piekarniku, zatem pamiętajmy o stosownych odstępach. ;)
Pieczemy 20 minut w 200 stopniach, aż staną się złociste, chrupiące i obłędnie pachnące serem.
Brokułowy krem do nadziewania zrobiłam tak:
- 1 brokuł
- 1 ząbek czosnku (spory) przeciśnięty przez praskę
- 250g serka mascarpone
- płatki chilli - tyle ile uznasz, ja akurat dałam sporo:)
- 2 łyżki startego parmezanu lub pecorino
- sól i pieprz
Najpierw gotuję brokuła. Nie przejmuję się za bardzo jego konsystencją, w zasadzie chodzi mi o to, żeby się lekko rozgotował. Odcedzam go i miksuję blenderem na gładką pastę. Doprawiam solą, pieprzem, czosnkiem i chilli, dosypuję parmezan i mieszam. Mascarpone dodaję na końcu, gdy brokułowa masa całkiem wystygnie. W przeciwnym razie rozpłynąłby się i nie uzyskałabym puszystego kremu.
Przekładam ptysie, chrupię i się rozpływam... :))
Bardzo lubię ciasto ptysiowe i rzeczy, które można z niego upiec.
Serowe ptysie bez nadzienia można podawać zamiast grzanek do zupy cebulowej i do każdego kremu z warzyw.
Przepis na ciasto jest prosty, potrzebujemy:
- 1 szklankę wody
- 1 szklankę mąki
- 1/4 szklanki masła
- pieprz cayenne - mniej-więcej łyżeczka, nie żałujmy
- 200g startego, dojrzałego sera cheddar (myślę, że sam w sobie dostarcza takich samych doznań jak czekolada;))
- 3 jajka
W rondelku zagotowujemy wodę z masłem i pieprzem cayenne, dodajemy mąkę i szybko mieszamy, tak aby pozbyć się grudek. Powstanie nam jednolita klucha z ciasta, którą studzimy. Do przestudzonego, zaparzonego ciasta dodajemy stopniowo po jednym jajku. Musimy dokładnie wmieszać poprzednie zanim dodamy następne. Na końcu pozostaje nam tylko dodać 'czekoladowy' ;) ser.
Ciasto ptysiowo-serowe jest dość ciężkie, nie tak lepkie jak bez sera, także bez problemu można formować ptysie dłońmi. Z łatwością stworzymy kulki, które kładziemy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia. Nie należy szaleć z rozmiarem, bo ptysie rosną w piekarniku, zatem pamiętajmy o stosownych odstępach. ;)
Pieczemy 20 minut w 200 stopniach, aż staną się złociste, chrupiące i obłędnie pachnące serem.
Brokułowy krem do nadziewania zrobiłam tak:
- 1 brokuł
- 1 ząbek czosnku (spory) przeciśnięty przez praskę
- 250g serka mascarpone
- płatki chilli - tyle ile uznasz, ja akurat dałam sporo:)
- 2 łyżki startego parmezanu lub pecorino
- sól i pieprz
Najpierw gotuję brokuła. Nie przejmuję się za bardzo jego konsystencją, w zasadzie chodzi mi o to, żeby się lekko rozgotował. Odcedzam go i miksuję blenderem na gładką pastę. Doprawiam solą, pieprzem, czosnkiem i chilli, dosypuję parmezan i mieszam. Mascarpone dodaję na końcu, gdy brokułowa masa całkiem wystygnie. W przeciwnym razie rozpłynąłby się i nie uzyskałabym puszystego kremu.
Przekładam ptysie, chrupię i się rozpływam... :))

piątek, 25 stycznia 2013
Kawowe bezy francuskie z karmelowym kremem
Chodziło dziś za mną coś słodkiego i z tego wszystkiego zrobiłam bezy. Nie takie zwyczajne, tylko kawowe, a do nich karmelowy, budyniowy krem. Jeżeli przepadacie za karmelowym macchiato, to jest to deser, od którego nie będziecie się mogli oderwać, bo smakuje tak samo i do tego jest przyjemnie chrupiący.
Zasada w wykonaniu tych bez jest taka: trzy łyżeczki cukru na jedno białko. Żeby zbytnio nie szaleć z kaloriami;) upiekłam bezy tylko z dwóch jajek, ale jeżeli chcecie możecie zrobić ich więcej, zwiększając oczywiście odpowiednio ilość składników. Proporcje na dwa jajka, czyli kiedy rozsądek podpowiada, żeby nie piec za dużo ciastek, bo trzeba je będzie wszystkie pożreć są takie:
Bezy:
- 2 białka
- 6 łyżeczek cukru pudru
- 1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej lub 2 łyżeczki zaparzonego espresso
- 1 płaska łyżeczka zmielonej kawy
Krem:
- 6 łyżeczek cukru
- 2 żółtka
- 4 łyżeczki mąki
- 1 szklanka mleka
- 1 łyżka masła
Białka ubijamy na sztywną pianę, dodajemy kawę, cukier puder i ubijamy razem przez około 3 minuty. Gdy nasza beza jest sztywna i utrwalona cukrem, dosypujemy mieloną kawę, mieszamy, wykładamy na blachę i pieczemy w 150 stopniach 30 minut, a później wyłączamy piekarnik i pozostawiamy na dwie godziny, niech tam sobie siedzą i schną dalej.
Na przyrządzenie kremu mamy bardzo dużo czasu, zdąży on nam nawet przestygnąć. Z cukru robimy karmel, czyli wsypujemy go do rondelka i zostawiamy na gazie dopóki się nie rozpuści i nie zbrązowieje. Pilnujemy oczywiście, żeby nam się nasz karmel nie przypalił, bo zrobi się gorzki, okropnie twardy i w życiu nie uda nam się domyć garnka. Do gotowego karmelu dolewamy połowę mleka i mieszamy, żeby nam się w nim rozpuścił. Drugą połowę mieszamy z mąką i żółtkami, dokładnie, tak żeby nie było grudek. Masę żółtkowo-mąkowo-mleczną dolewamy do rondelka, w którym znajduje się mleko z karmelem i podgrzewamy, aż do zagotowania i zgęstnienia. Powstanie budyń, który studzimy, a gdy jest chłodny miksujemy z miękkim masłem. Dobrym pomysłem będzie dokładne pokrycie wierzchu masy budyniowej folią spożywczą podczas jej stygnięcia. Unikniemy w ten wówczas powstania kożucha na jej powierzchni.
Wystudzone bezy możemy przełożyć karmelowym kremem, lub wyłożyć krem do pucharka i posypać pokruszonymi bezami, czy też ułożyć je w całości. Całość bardzo pysznie się komponuje. Jest jednocześnie aksamitna, chrupiąca i bardzo delikatna.
Zasada w wykonaniu tych bez jest taka: trzy łyżeczki cukru na jedno białko. Żeby zbytnio nie szaleć z kaloriami;) upiekłam bezy tylko z dwóch jajek, ale jeżeli chcecie możecie zrobić ich więcej, zwiększając oczywiście odpowiednio ilość składników. Proporcje na dwa jajka, czyli kiedy rozsądek podpowiada, żeby nie piec za dużo ciastek, bo trzeba je będzie wszystkie pożreć są takie:
Bezy:
- 2 białka
- 6 łyżeczek cukru pudru
- 1 łyżeczka kawy rozpuszczalnej lub 2 łyżeczki zaparzonego espresso
- 1 płaska łyżeczka zmielonej kawy
Krem:
- 6 łyżeczek cukru
- 2 żółtka
- 4 łyżeczki mąki
- 1 szklanka mleka
- 1 łyżka masła
Białka ubijamy na sztywną pianę, dodajemy kawę, cukier puder i ubijamy razem przez około 3 minuty. Gdy nasza beza jest sztywna i utrwalona cukrem, dosypujemy mieloną kawę, mieszamy, wykładamy na blachę i pieczemy w 150 stopniach 30 minut, a później wyłączamy piekarnik i pozostawiamy na dwie godziny, niech tam sobie siedzą i schną dalej.
Na przyrządzenie kremu mamy bardzo dużo czasu, zdąży on nam nawet przestygnąć. Z cukru robimy karmel, czyli wsypujemy go do rondelka i zostawiamy na gazie dopóki się nie rozpuści i nie zbrązowieje. Pilnujemy oczywiście, żeby nam się nasz karmel nie przypalił, bo zrobi się gorzki, okropnie twardy i w życiu nie uda nam się domyć garnka. Do gotowego karmelu dolewamy połowę mleka i mieszamy, żeby nam się w nim rozpuścił. Drugą połowę mieszamy z mąką i żółtkami, dokładnie, tak żeby nie było grudek. Masę żółtkowo-mąkowo-mleczną dolewamy do rondelka, w którym znajduje się mleko z karmelem i podgrzewamy, aż do zagotowania i zgęstnienia. Powstanie budyń, który studzimy, a gdy jest chłodny miksujemy z miękkim masłem. Dobrym pomysłem będzie dokładne pokrycie wierzchu masy budyniowej folią spożywczą podczas jej stygnięcia. Unikniemy w ten wówczas powstania kożucha na jej powierzchni.
Wystudzone bezy możemy przełożyć karmelowym kremem, lub wyłożyć krem do pucharka i posypać pokruszonymi bezami, czy też ułożyć je w całości. Całość bardzo pysznie się komponuje. Jest jednocześnie aksamitna, chrupiąca i bardzo delikatna.
sobota, 19 stycznia 2013
Pstrąg łososiowy pieczony z masłem czosnkowym i wiórkami z cukinii
Pyszny i zdrowy pomysł na obiad, jeśliby zjeść go bez 'ziemniakowych' dodatków, który przyszedł mi dziś do głowy po otwarciu lodówki.
- 300 g fileta z pstrąga (u mnie akurat łososiowy)
- 1 łyżka masła
- 1 ząbek czosnku
- 1 mała cukinia
- oliwa z oliwek
- krzaczek bazylii
- limonka
- 2 suszone pomidory z oliwy
- sól, biały pieprz
Rybę posypujemy solą i białym pieprzem. Miękkie masło mieszamy z przeciśniętym czosnkiem, a z cukinii robimy za pomocą obieraczki do warzyw cienkie wiórki. Przekładamy filet i cukinię (którą też można oprószyć solą - będzie smaczniejsza) do wysmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego, na wierzch układamy masło czosnkowe i posypujemy suszonymi pomidorami pokrojonymi w drobną kosteczkę. Zapiekamy w 200 stopniach 20 minut pod przykryciem, a potem 3-5 minut bez.
Podczas, gdy ryba jest w piekarniku miksujemy w blenderze bazylię z sokiem z połowy limonki i łyżką oliwy z oliwek, doprawiamy do smaku (można dodać ostrą papryczkę jeżeli lubicie) i tak przygotowanym sosem polewamy upieczonego pstrąga.
Przed chwilą pożarłam wyżej opisane danie omnomnomnom... Leżę, trawię niczym wąż i odczuwam satysfakcję. ;)
- 300 g fileta z pstrąga (u mnie akurat łososiowy)
- 1 łyżka masła
- 1 ząbek czosnku
- 1 mała cukinia
- oliwa z oliwek
- krzaczek bazylii
- limonka
- 2 suszone pomidory z oliwy
- sól, biały pieprz
Rybę posypujemy solą i białym pieprzem. Miękkie masło mieszamy z przeciśniętym czosnkiem, a z cukinii robimy za pomocą obieraczki do warzyw cienkie wiórki. Przekładamy filet i cukinię (którą też można oprószyć solą - będzie smaczniejsza) do wysmarowanego oliwą naczynia żaroodpornego, na wierzch układamy masło czosnkowe i posypujemy suszonymi pomidorami pokrojonymi w drobną kosteczkę. Zapiekamy w 200 stopniach 20 minut pod przykryciem, a potem 3-5 minut bez.
Podczas, gdy ryba jest w piekarniku miksujemy w blenderze bazylię z sokiem z połowy limonki i łyżką oliwy z oliwek, doprawiamy do smaku (można dodać ostrą papryczkę jeżeli lubicie) i tak przygotowanym sosem polewamy upieczonego pstrąga.
Przed chwilą pożarłam wyżej opisane danie omnomnomnom... Leżę, trawię niczym wąż i odczuwam satysfakcję. ;)
poniedziałek, 14 stycznia 2013
Creme brulee z białą czekoladą i galaretką porzeczkową
Z pieczenia makaroników pozostały mi dwa bezpańskie żółtka. To w sam raz na creme brulee dla dwóch osób - pomyślałam. Ale taki zwyczajny, waniliowy, po raz milionowy - nie. Ponieważ mam dzisiaj wenę i białą czekoladę, postanowiłam to wykorzystać i tym sposobem powstał dzisiejszy deser. Podaję proporcje na dwa żółtka, także jeżeli chcecie zrobić więcej wystarczy tylko pomnożyć.
- 2 żółtka
- 1 łyżka cukru
- 4 kostki białej czekolady
- 3/4 szklanki śmietanki 36%
- galaretka z czerwonej porzeczki (taka domowa zrobiona z porzeczek utartych przez sitko z cukrem)
- coś chrupkiego, czyli uprażone bardzo drobno pokrojone migdały ( to tak zamiast karmelowej skorupki;))
Żółtka ucieramy w miseczce, ale tak bez przesady, żeby ich zbytnio nie napowietrzyć. Krem ma być aksamitny, a nie puszysty. Śmietankę, cukier i czekoladę powoli podgrzewamy, do momentu w którym czekolada całkowicie się rozpuści, a śmietanka zagotuje (na brzegach pojawią się delikatne bąbelki). Zdejmujemy z ognia i stopniowo, po łyżce dodajemy do żółtek. Mieszamy uważnie, nie wpuszczając do masy zbyt dużo powietrza.
Przelewamy nasz krem przez sitko do żaroodpornego naczynia i pieczemy około 50 minut w 100 stopniach.
Gdy nasz krem się zetnie, rozpuszczamy w rondelku łyżkę porzeczkowej galaretki, smarujemy nią wierzch kremu i chowamy w lodówce na kilka godzin. Przed podaniem posypujemy uprażonymi migdałami.
Sama biała czekolada nie jest dla mnie wybitna w smaku, natomiast myślę, że jest wspaniała jako dodatek do kremów, tortów i wszystkich innych deserów, trzeba ją tylko dobrze zrównoważyć.
- 2 żółtka
- 1 łyżka cukru
- 4 kostki białej czekolady
- 3/4 szklanki śmietanki 36%
- galaretka z czerwonej porzeczki (taka domowa zrobiona z porzeczek utartych przez sitko z cukrem)
- coś chrupkiego, czyli uprażone bardzo drobno pokrojone migdały ( to tak zamiast karmelowej skorupki;))
Żółtka ucieramy w miseczce, ale tak bez przesady, żeby ich zbytnio nie napowietrzyć. Krem ma być aksamitny, a nie puszysty. Śmietankę, cukier i czekoladę powoli podgrzewamy, do momentu w którym czekolada całkowicie się rozpuści, a śmietanka zagotuje (na brzegach pojawią się delikatne bąbelki). Zdejmujemy z ognia i stopniowo, po łyżce dodajemy do żółtek. Mieszamy uważnie, nie wpuszczając do masy zbyt dużo powietrza.
Przelewamy nasz krem przez sitko do żaroodpornego naczynia i pieczemy około 50 minut w 100 stopniach.
Gdy nasz krem się zetnie, rozpuszczamy w rondelku łyżkę porzeczkowej galaretki, smarujemy nią wierzch kremu i chowamy w lodówce na kilka godzin. Przed podaniem posypujemy uprażonymi migdałami.
Sama biała czekolada nie jest dla mnie wybitna w smaku, natomiast myślę, że jest wspaniała jako dodatek do kremów, tortów i wszystkich innych deserów, trzeba ją tylko dobrze zrównoważyć.
sobota, 12 stycznia 2013
Makaroniki
Uwielbiam wszystkie migdałowe ciasteczka, a makaroniki w szczególności. Te akurat upiekłam, z drobnymi modyfikacjami, według przepisu Bożeny Sikoń, która jest moim ciastkowo-łakociowym guru;). Makaroniki wychodzą na prawdę cudowne - kruche i chrupiące z zewnątrz i delikatne, puszyste w środku. Przełożyłam je kremem z mascarpone i białej czekolady, który idealnie uzupełnia smak migdałowych ciasteczek, ale o tym za chwilę. Zacznijmy od przepisu na makaroniki:
- 150 g mączki migdałowej
- 100 g cukru pudru
- 2 białka
- 150 g cukru
- 40 ml wody
Białka muszą być w temperaturze pokojowej, żeby beza nam się lepiej ubiła. W tym celu musimy wyjąć je z lodówki kilka godzin wcześniej. W dużej misce mieszamy mączkę migdałową z cukrem pudrem.
W rondelku z wody i 150 g cukru przygotowujemy syrop: podgrzewamy je razem (nie mieszamy), aż zaczną gęstnieć, a kropelki wpuszczone do szklanki z zimą wodą będą formować opadające na dno kuleczki. Wtedy przestajemy podgrzewać i zdejmujemy syrop z ognia.
W tym czasie ubijamy białka na sztywną pianę. Dolewamy do niej wąską strużką syrop i dalej ubijamy, aż do całkowitego ostygnięcia masy.
Powstałą włoską bezę dodajemy do miski z cukrem i mączką migdałową, delikatnie mieszamy i rękawem cukierniczym szprycujemy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia w miarę równe kółeczka. Uderzamy kilkakrotnie blachą z masą makaronikową kilkakrotnie o miękką powierzchnię, aby masa lepiej się rozlała i zbędne pęcherzyki powietrza uciekły.
Makaroniki pieczemy w 180 stopniach przez 20 minut, ale radzę pilnować ponieważ moje były gotowe już po niespełna siedmiu.
Po przestudzeniu, możemy przełożyć beziki masą:
- opakowanie serka mascarpone
- tabliczka białej czekolady rozpuszczona w kąpieli wodnej
- 50 ml białego rumu
Wszystkie składniki mieszamy dokładnie ze sobą, uważając, aby przy dodawaniu rumu masa się nie zważyła.
- 150 g mączki migdałowej
- 100 g cukru pudru
- 2 białka
- 150 g cukru
- 40 ml wody
Białka muszą być w temperaturze pokojowej, żeby beza nam się lepiej ubiła. W tym celu musimy wyjąć je z lodówki kilka godzin wcześniej. W dużej misce mieszamy mączkę migdałową z cukrem pudrem.
W rondelku z wody i 150 g cukru przygotowujemy syrop: podgrzewamy je razem (nie mieszamy), aż zaczną gęstnieć, a kropelki wpuszczone do szklanki z zimą wodą będą formować opadające na dno kuleczki. Wtedy przestajemy podgrzewać i zdejmujemy syrop z ognia.
W tym czasie ubijamy białka na sztywną pianę. Dolewamy do niej wąską strużką syrop i dalej ubijamy, aż do całkowitego ostygnięcia masy.
Powstałą włoską bezę dodajemy do miski z cukrem i mączką migdałową, delikatnie mieszamy i rękawem cukierniczym szprycujemy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia w miarę równe kółeczka. Uderzamy kilkakrotnie blachą z masą makaronikową kilkakrotnie o miękką powierzchnię, aby masa lepiej się rozlała i zbędne pęcherzyki powietrza uciekły.
Makaroniki pieczemy w 180 stopniach przez 20 minut, ale radzę pilnować ponieważ moje były gotowe już po niespełna siedmiu.
Po przestudzeniu, możemy przełożyć beziki masą:
- opakowanie serka mascarpone
- tabliczka białej czekolady rozpuszczona w kąpieli wodnej
- 50 ml białego rumu
Wszystkie składniki mieszamy dokładnie ze sobą, uważając, aby przy dodawaniu rumu masa się nie zważyła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)